zapisy telefon: +48 603 676 351
Zabiegi uzdrawiające.
Pracujemy unikatową metodą medycyny wielowymiarowej, metodą stworzoną przez rosyjskiego fizyka i uzdrowiciela L Puczko, wzbogaconą wieloletnim własnym doświadczeniem.
- Zajmujemy się korekcją losu, twórczego potencjału, zdrowia i energii pieniężnej.
- Usuwamy fizyczne i emocjonalne bloki.
- Uzdrawianie organizmu z nowotworów i z wielu tak zwanych „nieuleczalnych chorób”.
- Uzdrawianie z nałogów, uzależnień, depresji, chorób autoagresji.
- Likwidujemy migreny, bezsenność, pomagamy przezwyciężać stresy i depresję.
- Usuwamy stany chorobowe serca, wątroby, trzustki, nerek, prostaty i inne.
- Ustalamy i likwidujemy praprzyczyny chorób i wszelkiego rodzaju cierpienia.
- Pracujemy z kodami genetycznymi, usuwając na zawsze programy chorób.
Medycyna wielowymiarowa jest jedną z nielicznych metod uzdrawiania życia, uzdrawiania jego wielu wymiarów.
PO CO NAM CZARODZIEJE?
Reportaż z wizyty na zabiegu medycyny wielowymiarowej.
Marina Mockałło i Bogusław Artur przyjmują w pokoju, który nie kojarzy się z niczym. Stół, trzy krzesła, półka bez książek i żółte ściany, wisi też obraz, którego nie sposób zapamiętać. Oni sami mogliby sprzedawać ubezpieczenia, albo handlować nieruchomościami. Na biurku rozłożyli gruby skoroszyt pełen dokumentów i plik papierów. Mam wrażenie, że zaraz spiszemy umowę. Tymczasem Marina i Bogusław zawodowo zajmują się uzdrawianiem ciała i losu, uzdrawianiem życia jako całości. Ich specjalność to medycyna wielowymiarowa. Poszłam do nich, bo poczułam, że tracę wiarę w swoje możliwości, że nic nie wychodzi tak dobrze, jak kiedyś, a nie ma ku temu żadnych powodów, że w moim życiu schodzę powoli po drabinie, bardzo wolno, ale jednak schodzę. A trafiłam do nich, jak wszyscy przez przypadek pomieszany z ciekawością. Poszłam ze sceptycyzmem pomieszanym z nadzieją. Nazwałam ich czarodziejami, żeby nie nazywać bioenergoterapeutami, uzdrawiaczami, szamanami.
„Po zabiegu poczułam się lekka, jakby zdjęli ze mnie ciężar, który nosiłam przez lata i który nie pozwalał mi cieszyć się życiem. Zaczęłam oddychać. Wcześniej czułam się zagubiona, miałam poczucie winy i nie widziałam w życiu sensu, byłam zmęczona i przygnębiona. Po wyjściu z ich gabinetu poczułam energię, klarowność umysłu, zaczęłam oddychać. Poczułam też ogromną wszechogarniającą wdzięczność, wdzięczność po prostu za to, że żyję – mówi Dagmara, która wizytę w gabinecie Mariny i Bogusława wspomina jako największy życiowy przełom i zwrot.
Dowiedziała się rzeczy oczywistej – musi sama wziąć odpowiedzialność za swoje życie. Taka diagnoza wydaje się banalna, a nawet zdaje się truizmem, ale to właśnie rzeczy najprostsze i podstawowe sprawiają nam podstawowe problemy. Rzeczy oczywiste trudno jest sobie uświadomić, bo nawet nie podejrzewamy siebie o tak banalne braki. Nie widzimy siebie z zewnątrz i nie widzimy „wielowymiarowo”. Prosta wskazówka podziałała na Dagmarę jak cudowny balsam, tym bardziej, że Bogusław i Marina wyposażyli swoją pacjentkę nie tylko w wiedzę, ale i w niezbędną energię do tego, żeby zmienić swoje życie. Dziś po kilku latach, które upłynęły od jej wizyty, Dagmara z korporacji uciekła w stronę jogi i fotografii i mówi o sobie, z przekonaniem – jestem szczęśliwa.”
Twórczynią metody medycyny wielowymiarowej, którą dziś pracują wspólnie Marina z Bogusławem była Rosjanka, Ludmiła Puczko, która 40 lat poświęciła na badania energetyki i wibracji ludzkiego organizmu, a zawodowo jako doktor nauk technicznych i fizyk pracowała nad łącznością kosmiczną w radzieckim programie kosmicznym. Jej książkę zatytułowaną Medycyna Wielowymiarowa przetłumaczyła właśnie Marina Mockałło. Medycyna konwencjonalna przyznaje już że przyczyną wielu chorób jesteśmy my sami czyli nasz mózg, nasza psychika. Światli lekarze nie tylko przepisują analizę krwi, ale również analizę życia emocjonalnego. Medycyna wielowymiarowa natomiast traktuje człowieka jako złożony i harmonijny system wibrujących energii. Oprócz ciała fizycznego, którym zajmuje się medycyna konwencjonalna czyli tego, co możemy dotknąć, ciała eterycznego, które jest jakby pancerzem naszego fizis, medycyna wielowymiarowa obserwuje również wibracje i wzajemne oddziaływania pięciu ciał subtelnych człowieka (są to ciało astralne czyli emocje i uczucia, kauzalne – zdarzeń, które zaszły w naszym życiu, intuicyjne – duszy i duchowe, a także Wyższe Ja, czyli Boski Pierwiastek w każdym z nas). Przy badaniu wibracji i ich ewentualnych zaburzeń korzysta się z metody radiestezyjnej. Zaburzenia w jednej sferze mają wpływ na różne obszary naszego życia, mogą uzewnętrznić się jako choroba somatyczna, psychiczna, a mogą dać o sobie znak jako niemoc, życiowy niefart, czy niepowodzenia, których przyczyn się nie domyślamy. Takie zaburzenia energetyczne możemy fundować sobie sami przez nasze negatywne nastawienie do życia, przez czarne myśli, obwinianie innych, złe słowa i działania, które religie nazywają grzechami. Mogą te zaburzenia spowodować również czynniki zewnętrzne, a mogą także inni ludzie. Złe oko, klątwa, przekleństwo, urok, opętanie – to pojęcia znane każdej kulturze. W każdej kulturze są specjaliści zajmujący się tymi sprawami od szamanów, magów, po księży egzorcystów i specjalistów takich jak Bogusław i Marina, którzy znajdują swoją ścieżkę nauki i pracy, taką jak na przykład medycyna wielowymiarowa.
Spotkanie rozpoczyna Bogusław, siwy kucyk sugeruje hippisowską przeszłość. Bogusław ma niezwykle serdeczne, uśmiechnięte oczy, zaczyna tłumaczyć sens życia podczas gdy skupiona na swoich papierach i diagramach Marina już wzięła się do roboty. Za chwilę dowiaduję się, że moja energia sprawcza osiągnęła poziom bliski zera. Ale czy musiałam iść do „czarodziejów”, żeby się o tym dowiedzieć? Nie! Ale żeby to sobie uświadomić – na pewno tak!
Dominika jest Ślązaczką mocno stojąca na nogach, z głową nie od parady, jest psycholożką. Pracuje na Śląsku w znanej firmie doradczej, cały czas się kształci poszerza wiedzę i horyzonty. Nigdy nie narzekała na brak klientów i zleceń, pracowała dla dużych firm, ale od jakiegoś czasu jej telefon złowrogo milczy. Tak, jakby ktoś nakrył mnie czapką niewidką – mówi. Do Mariny i Bogusława trafiła tak jak wszyscy – przez przypadek, najpierw dowiedziała się o nich potem nadarzyła się okazja i los sam skierował ją prosto do ich gabinetu. Tam dowiedziała się, że duchowo jest niezwykle rozwinięta, ale jest ktoś, kto stara się zaszkodzić firmie, z którą współpracuje, a przy okazji uniemożliwia jej własną karierę. Dominika poczuła się zażenowana taką diagnozą jej sytuacji zawodowej. Klątwa w XXI wieku i to nie klątwa zazdrosnego kochanka, ale klątwa biznesowa? A do tego jeszcze klątwa profesjonalna, nałożona w sposób dokładny i skutecznie? Marina tłumaczy, że klątwa jest przecież zwykłą kradzieżą. Jedni wolą zarobić, inni ukraść. Jedni rozwijają się sami, inni bazują na niszczeniu konkurencji. Energia też jest rodzajem bogactwa, które można sobie przywłaszczyć – mówi Marina, a potem dodaje – biznes najłatwiej jest zniszczyć uderzając właśnie w kobiety, w ich energię. Kobiety są siłą twórczą, motorem rozwoju i wzrostu. Dzięki ich energii nie tylko rodzą dzieci, ale prosperują firmy i biznesy. Dlatego właśnie „ciemni”– tak Marina i Bogusław nazywają specjalistów od czarnej magii – celują właśnie w energię kobiet. Jeżeli biznesmenowi zniszczy się kobietę, z którą jest związany, albo chociaż sam związek, jego firma długo nie przetrwa.
Pracodawca Dominiki niedawno się rozwiódł, a swoją firmę musiał sprzedać. Sama Dominika dostała prztyczka w nos od „ciemnych”. Po zabiegach, które miały zdjąć z niej klątwę, poczuła, że powinna zatroszczyć się również o los swego pracodawcy, którego niszczyła konkurencja. Następnego dnia okazało się, że właściwie nie może wstać z łóżka. Intuicyjnie poczuła, że uratuje ją wyjście na świeże powietrze. Potem skontaktowała się z Mariną i dowiedziała się, że ma energię stulatki. Potem z minuty na minutę ustawały zawroty głowy, a po godzinie minęła słabość. Dominika stwierdziła, że jednak każdy o swoje życie powinien troszczyć się sam, że być może jej szef na nagłej zmianie więcej zyska życiowo, niż straci finansowo. Nie wiemy, co komu pomaga, dlatego pozornie pomagając możemy w rezultacie zaszkodzić. Dominika zrozumiała ostrzeżenie.Joanna razem z mężem są właścicielami dużej, dobrze prosperującej firmy włókienniczej. O ile kilkanaście lat temu biznes kręcił się właściwie sam, o tyle dziś, żeby funkcjonować trzeba być o krok przed konkurencją. W biznesowym związku ze swoim mężem, to Joanna jest tą, która stawia pierwszy krok. Ona jest pomysłodawczynią, wizjonerką, ona jest motorem rozwoju i wzrostu. I ona padła ofiarą działań konkurencji. Od kiedy zatrudniła w swojej firmie człowieka z polecenia konkurencji, wszystko zaczęło się psuć. Kiedyś wielkie wyzwania były dla niej bułką z masłem, teraz wybudowanie nowego domu stało się wyzwaniem, któremu nie mogła podołać, była zniechęcona niezadowolona, zła i rozdrażniona. A to jest stan, w którym człowiek staje się bezbronny, w którym łatwo okraść go z energii. Joanna któregoś dnia obudziła się z takimi zmianami na skórze, że nie mogła pokazywać się publicznie. Bolało ją całe ciało, a na ręce i plecy pokryte były ranami. Marina, która pracowała nad powrotem do zdrowia swojej klientki, rozpoznała w tym działania jej konkurencji. Joanna dziś wygląda świetnie i twierdzi, że dzięki spotkaniu z „czarodziejami” poczuła dotyk duchowości. „ Od czasu zabiegów pani Mariny zauważyłam, że ludzie po prostu zaczęli do mnie lgnąć, że dostałam dawkę energii, która przyciąga innych jak magnes. To jest dla mnie ciągłym zaskoczeniem, to wielka wartość zarówno w życiu, jak i w biznesie. Ja sama zrozumiałam, że warto żyć świadomie i rozwijać się na wielu poziomach, że to się po prostu też opłaca, że warto żyć dobrze”.
Tymczasem Bogusław dalej opowiada mi o energiach, o życiu i o śmierci, a Marina wciąż nie podnosi na mnie wzroku, bo wahadło wskazuje jej kolejne znaki, cyfry i figury na diagramach. Dowiaduję się rzeczy coraz gorszych – jestem zwykłym leniem. Ale, czy do czarodziejów chodzi się po takie analizy? Do czarodziejów chodzi się po odmianę, po odczarowanie z żaby w księcia, choroby w zdrowie, biedy w bogactwo i odmianę losu! A nie po jakieś bolesne i wstydliwe prawdy. No cóż,” czarodziejka” sunie po mnie dalej: zbytnie przywiązanie do pieniądza – mówi pod nosem, w skupieniu, znów nie podnosząc wzroku. „No tutaj, to już przesadza – myślę – jakiego pieniądza, tego, którego nie mam? Zawsze skupieni na pieniądzu wydawali mi się ludzie bogaci. Ale im dłużej myślę o tych słowach, tym bardziej zdaję sobie sprawę z tego, że rzeczywiście z powodu trudności finansowych coraz trudniej mi rozstawać się z pieniędzmi, choć wielokrotnie doświadczyłam tego, że jak wydam, to potem zaraz zarobię.Marina i Bogusław twierdzą, że ich metoda przynosi skutek tylko, gdy pacjent tego chce, gdy gotów jest sam się zmienić, aby dokonać samouzdrowienia. Przyjąć obfitość świata, ale żeby się nią podzielić. Zrozumieć źródło swojej choroby, jakakolwiek by ona nie była, somatyczna, psychiczna, duchowa czy też życiowa popularnie zwana niepowodzeniem, czy niesprzyjającym losem. Procesowi uzdrawiania towarzyszy głęboka refleksja. Nie taka nad światem, ale nad sobą samym. Grzesznika nie uzdrawia pokuta, ale świadomość siebie i rozwój. Natomiast niezwykłą pomocą ze strony „czarodziejów” jest usunięcie negatywnych wibracji, jakie nazbieraliśmy przez życie, własnym słowem, czynem, myślą, albo takich które odziedziczyliśmy karmicznie lub rodzinnie, lub takich które wepchnęli nam inni świadomymi działaniami lub nawet nieświadomie przez przemocowe wychowanie, złe myśli.
Po postawieniu diagnozy, zaczyna się właściwy zabieg oczyszczający podczas którego mam powtarzać słowa recytowane przez Bogusława. Trwa to dość długo, ale z grubsza chodzi o te słowa, które dzieciom wmawia się jako magiczne – dziękuję i przepraszam. I tutaj staje się ze mną rzecz, której się nie spodziewałam. Kiedy cały mój intelekt lub jego resztki buntują się przeciw tej litanii, z oczu zaczyna płynąc potok łez nie do opanowania, nie do powstrzymania. Potem jakieś zdanie grzęźnie mi w gardle i nie może wyjść i chociaż naprawdę się staram, wydaję z siebie jakiś nędzny bełkot. Bogusław naradza się z Mariną – chyba musimy pójść głębiej? No więc idą głębiej, a ja razem z nimi i z tymi niedorzecznymi zdawałoby się słowami. I tak dochodzimy do końca. Który jest początkiem dopiero. Na tym początku odzyskuje się zaufanie do życia, do świata i stabilność, która pozwala ruszyć z miejsca pewnym krokiem .
Dokąd pójdziesz potem – zależy już tylko od ciebie – i po to właśnie są czarodzieje.
Zuzanna